Mimo że przygoda ta trwa już prawie 10 lat doskonale pamiętam ten dzień kiedy goniłem paralotniarza ;-)
Od początku....
Pracowałem na stacji paliw w Grubnie i któregoś pięknego choć zimnego dnia w oddali zauważyłem skrzydło to był czerwony vox (teraz wiem wtedy nie) za chwile usłyszałem silnik jak schodzi z obrotów i stara się lądować na trawniku przy dystrybutorze.
Pilot spróbował 2 razy lądować ale uznał że zbyt niebezpiecznie i poleciał ok 100metrów dalej na pobliskie otwarte pole.
Nie wiele myśląc zameldowałem szefowi że zaraz będę i mimo kategorycznego sprzeciwu pobiegłem.
Kiedy zobaczyłem czerwoną płachtę na białym śniegu i faceta z kosiarką już byłem pewien co robić w życiu.
Właściwie to marzyłem jak tylko widziałem go w oddali i próby lądowania przy cpn,ale to w że go spotkam nie wierzyłem mimo to pobiegłem.
Pierwsze pytanie pamiętam jak dziś..."Proszę Pana co to jest"?
Zmarznięty na kość gość powiedział "paralotnia" i zaczął pozbywać się napędu z pleców.
Zaoferowałem pilotowi pomoc ale nie wiedziałem co mam robić,zaprosiłem więc gościa na coś ciepłego na stację paliw.Pilot zgodził się, spakował glajta w kalafior i dał mi go nieść.
Nie jestem w stanie opisać jak się czułem idąc z paralotnią,do czasu aż zobaczyłem szefa w drzwiach ;-)
Na moje słowa że klient nam z nieba spadł uśmiechnął się choć przedtem minę miał wkurzoną.
Pilot nie myślał o lataniu tylko wykonał tel.a koleżanka z kuchni zaserwowała barszcz biały i gorącą kawę.
Szef doskonale czuł że to coś dla mnie więc dał mi czas na obsługę wyjątkowego gościa.
Pamiętam że gość gadał i gadał ale ja nic nie zakodowałem byłem myślami gdzieś indziej.
Kiedy rozstania dobiegł czas szef osobiście podziękował za niecodzienną wizytę i pogadał chwilę z pilotem.
Ja wróciłem do obowiązków choć na sekundę nie przestawałem kombinować skąd uzbierać 6 tyś na nową paralotnie,bo tyle powiedział pilot ;-)
Przedstawiłem sytuację szefowi i zaoferowałem drobne usługi remontowe,poprosiłem o dodatkowe zajęcia cokolwiek co pozwoli dorobić grosza.
Dobry szef znalazł mi tyle pracy że nie mogłem przerobić.pomogli przyjaciele i w miesiąc uzbierałem 4 tyś.
Znalazłem i kupiłem skrzydło w Grudziądzu.był to vox 27A z nalotem 1.5h w perfekcyjnym stanie.
Właściciel sprzedał mi je w obecności ojca pod warunkiem że koniecznie na kurs pójdę.
Nie dotrzymałem słowa i uczyłem się sam,ktoś na górce pokazał mi jak się stawia glajta i już myślałem że to proste.
Dałem sobie czas na alpejkę i klasyk,dopracowałem to dość dobrze i postanowiłem latać.
Udałem się do Kiełpia i widzę kilku pilotów którzy siedzą,gadają a nie latają więc odpaliłem.
Po chwili poskładało mi skrzydło i wpadłem w drzewa.
W życiu nie przyszłoby mi do głowy że to się może poskładać a że są skale wiatru....nie śniłem o tym.
Gdy już wyplątałem wszystko na górze czekał instruktor który słyszał o całym zajściu i biedna Karolina.
Byłem zrezygnowany i w życiu nie chciałem tego mieć bo to niebezpieczne.
Zapisałem się jednak na kurs po rozmowie z Karo i Mieciem.
Od tamtej pory latam dużo rozsądniej i wiele się nauczyłem.
Po żaglu czas na hole i etap końcowy napęd.
Tego ostatniego piekielnie się bałem i dopiero kupiłem sobie napęd po ok 5 latach od kursu.
Okazało się że to bardzo bezpieczne jeśli przestrzega się warunków meteo i lata spokojnie(przynajmniej na początku).
Najlepiej na początku przygody z silnikiem poszukać pobliskich pilotów i latać z nimi.
Dla mnie to bardzo miłe jak ktoś się interesuje i pyta.
Pisząc te wspomnienia chcę podkreślić jak bardzo ważne jest by stawiając pierwsze kroki nie ważne czy w lataniu swobodnym,holach czy z silnikiem....by robić to pod okiem kogoś doświadczonego.
Teraz kilka porad(TAKIE Z ŻYCIA):
Na etapie nauki naziemnej i teorii wystarczy kolega z doświadczeniem i głową na karku.
Co to da....?
Pójdziecie na kurs bogatsi o wiedzę i z dobrze opanowanym skrzydełkiem na ziemi.
Jeśli macie kolegę który lata i Was uczy....PYTAJCIE O WSZYSTKO I SŁUCHAJCIE.
Prawdziwy pilot potrafi ciągnąć temat latania do rana i odpowie Wam na wiele pytań.
Żeby dobrze latać i gadać jak pilot z pilotem potrzeba dużo wyrzeczeń,treningu,cierpliwości i potu....ale warto!!!
Co mnie boli u doświadczonych pilotów....?
Bardzo często widać jak piloci doświadczeni nie reagują kiedy warunki są niebezpieczne a młody pilot,czy kandydat na pilota sam startuje.
Po prostu znieczulica panuje(AUTOPSJA).
Tworzą się grupki pilotów którzy latają i pilotów opowiadaczy,niekiedy bajkopisarzy.
Widać to często kiedy są fajne warunki do latania a oni gadają o d...Maryny.
Ciąg dalszy nastąpi.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz